niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 7

     Siedzieli w pokoju wypełnionym zwłokami. Tych zarażonych i nie. Doszedł do mnie smród rozkładających się ciał. Natychmiast się odsunąłem. Poczułem szybsze bicie serca. Nogi się pode mną uginały. Najciszej jak mogłem pobiegłem na górę po Maie modląc się aby mnie nie usłyszeli.
Po cichu wszedłem do pokoju i uklęknąłem obok Mai.
-Maia...Maia proszę obudź się.-Wyszeptałem prawie nie słyszalnym głosem do jej ucha.
-Co? Co jest? Daj mi spać kretynie jestem wykończona.
-Shhh...-Powiedziałem przykładając jej palec do ust.- Obudziły mnie szepty z dołu. Zszedłem na dół i zerknąłem do pokoju w którym siedzieli. To nie był normalny pokój. Był wypełniony zwłokami ludzi. Tych zarażonych i tych normalnych.  Maia musimy stąd uciekać. Ci ludzie chcą nas zabić. Jestem tego pewien.- Maia otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
-Ściemniasz.-Powiedziała z niedowierzaniem.
-Nie Maia, nie ściemniam. Przysięgam. Zabierz swoje rzeczy i wynośmy się stąd. Tylko błagam cicho.-Nagle zauważyłem, że mój palec wciąż spoczywa na jej ustach. Szybkim ruchem go odsunąłem i wziąłem się za pakowanie.
Maia była już gotowa. Stała z plecakiem zarzuconym przez ramie i czekała na mnie z niecierpliwością. Powoli otworzyłem drzwi i zeszliśmy na dół starając się nie wydać z siebie żadnego odgłosu. Do pokonania schodów został już tylko jeden schodek. I właśnie wtedy osunęła mi się noga i upadłem na ziemie z hukiem.
-Ty idioto!- Warknęła Maia.
-Co tu się dzieje?!- Z kuchni wyłonił się mężczyzna z rękami umazanymi krwią aż po łokcie.
-Wiejemy Evan!- Krzyknęła Maia chwytając mnie za rękę i ciągnąc za sobą.
-O nie! Tak łatwo mi stąd nie uciekniecie!
-Wal się głupi dziadzie !-Krzyknęła Maia oddalając się coraz dalej od niego i nadal ciągnąc mnie za sobą. Rany jaka ona szybka. Czuje się zażenowany. To ja powinienem ją ciągnąć za sobą. No bo to wreszcie dziewczyna nie...
Usłyszeliśmy znajomy mi skądś huk.
-No nie! On do nas strzela!- Powiedziała zdyszana Maia.
-Nie dogoni nas nie ma szans. No chyba, że..
-No chyba, że co?!- Przerwała mi Maia
-Chyba, że pojedzie za nami autem. Wtedy na pewno nas dogoni. Możemy uciec w las wtedy nas nie znajdzie.- Kontynuowałem. Rany. Nie mogłem zaczerpnąć oddechu, miałem sucho w ustach i paliło mnie gardło.
-Maia proszę zatrzymajmy się.
-Za chwile. Musimy go zgubić. Wytrzymaj jeszcze dwie minuty wtedy zatrzymamy się gdzieś w lesie.- Powiedziała łagodnym tonem. Wow nie dodała ,,ciołku, kretynie, idioto" chyba już nie jest zła za tą akcje na schodach. Dobra Evan bądź mężczyzną została już tylko minuta.
Maia wreszcie zwolniła kroku a ja mogłem zaczerpnąć powietrza. Weszliśmy w gęsty liściasty las i podążaliśmy przed siebie przez jakieś pięć minut w milczeniu. Rozłożyliśmy koc w moro mojego wujka i usiedliśmy,
-Jak myślisz znajdzie nas?- Powiedziałem gdy zdołałem opanować oddech.
-Nie. Jesteśmy daleko. Nie będzie mu się chciało nas gonić.
No. Był gruby. I był głupim dziadem prawda Maia?- Zapytałem równocześnie śmiejąc się. Maia też zaczęła się śmiać.

-Jestem bardzo bezpośrednia przyznaj- Powiedziała rozbawiona Maia. No widać udało mi się rozluźnić atmosferę.
Nagle usłyszeliśmy szczekanie. Dochodziło z wilczej nory niedaleko przed nami. Spojrzałem na Maie porozumiewawczo i ruszyliśmy w tę stronę....



//Paulina 















2 komentarze:

  1. Musisz popracować nad zapisem, ale treść fajna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowyta wyobraznia ale popracuj jeszcze nad stylem :))

    OdpowiedzUsuń